środa, 21 sierpnia 2013

RUNICZNE OPOWIEŚCI

RUNICZNE OPOWIEŚCI
Runaljod - Yggdrasil, zespół WARDRUNA
AUTOR: Martyna Kozińska


Legenda głosi, że Odyn, najwyższy bóg nordycki cierpiąc na głód wiedzy udał się do korzeni drzewa Yggdrasil, podtrzymującego świat oraz będącego źródłem wszelkiej mądrości. Bóstwo zostało tam zapoznane z tajemniczymi zaklęciami, którym, każdemu z osobna opowiadał jeden, magiczny znak alfabetu - runa. Odyn zachował magię dla siebie, lecz pismo przekazał ludziom. Tak oto(w skrócie) miał powstać system dwudziestu czterech znaków nazywanych dziś Starszym Futharkiem.

***

Zwykłym śmiertelnikom, osobom niezwiązanym z fantastyką, grami komputerowymi czy dawnymi wierzeniami „dar Odyna” próbuje przybliżyć (lub rozpropagować) norweska grupa Wardruna. Rdzeń formacji tworzą członkowie black metalowego półświatka(Gorgoroth), co mimo zmiany stylistyki może nasuwać wiele niepewności i zastrzeżeń, wynikającej(oczywiście) ze złej sławy tego gatunku. Odrzućmy jednak sprawę uprzedzeń o pożeraniu dziewic, kotów, czarnych mszach i wróćmy do czasów gdy Skandynawia nie słyszała jeszcze o chrześcijańskim bogu. Efektem wędrówki ku dawnym wierzeniom i szamanizmowi jest wydana w kwietniu tego roku druga już część z zamierzonej trylogii Wardruny, zatytułowana Runaljod - Yggdrasil”


okładka albumu
 
Okładka wita charakterystycznym, czerwonym, kojarzącym się z runami logo oraz zielonym tłem o fakturze liścia, mogącego na pierwszy rzut oka stanowić nawiązanie do wcześniej wspomnianej opowieści. Można stwierdzić, że jest skromna, nie stanowi nic zaskakującego czy specjalnego, ale... No właśnie. Norwegom należy się wielki plus za swoistą prostotę, kontynuację wątku poruszonego na okładce pierwszej płyty, co w wyrazisty sposób systematyzuje projekt i nadaje ciągłość całemu założeniu. Zajmijmy się brzmieniem. Po pierwszym przesłuchaniu pojawiło się wielkie zaskoczenie będące efektem poszukiwania nowych rozwiązań, nasuwające myśl „przecież to nie Wardruna”. Pomyłka. Ponownie pojawiają się dawne, pieczołowicie odtworzone instrumenty, kobiece chórki, dźwięki natury wykorzystane w umiejętny sposób, bez serwowania słuchaczom „odgrzanego kotleta”. Pojawiają się także teksty w rodzimym języku. Dla jednych może być to utrudnieniem, niewygodnym przymusem poszukania „czegoś więcej”, zagłębiania się. Dla mnie stanowi niewątpliwy smaczek, ulubiony wyjątek wokół panującej wszechobecnie angielszczyzny. Album zabiera w trwającą niespełna godzinę podróż, pobudzając pierwotne pragnienia i wyobraźnię; mogę śmiało powiedzieć, że (podobnie jak poprzedniczka) wprowadza w pewnego rodzaju trans, hipnozę. Oczarowuje. Istotny jest także sam proces produkcji, na płycie bowiem nie usłyszymy żadnego niechcianego dźwięku, całość jest dobrze przemyślana i dopracowana.
Podsumowując? Poprzeczka zawieszona wysoko. Nie tylko dla samej Wardruny, ale także dla innych podobnych gatunkowo wydawnictw folkowo-ambientowych. Mam złudną nadzieje, że cały projekt wykroczy poza krąg odbiorców z subkultury metalowej i zainteresuje nie tylko jako ciekawostka muzyczna, ale pchnie dalej do poszukiwań związanych z kulturą północy oraz jej dawnymi tradycjami. Zasługuje na to. Chcecie się przekonać?

czwartek, 15 sierpnia 2013

WYWIAD Z MAŁGORZATĄ IWANOWSKĄ-LUDWIŃSKĄ

WYWIAD Z MAŁGORZATĄ IWANOWSKĄ-LUDWIŃSKĄ
AUTOR: Aleksandra Komorowska


Kafeteria „Struna światła” w toruńskim Dworze Artusa roztacza przyjemny półmrok wokół. Włączone tu i ówdzie lampy sączą delikatne światło.

- Gdyby się wsłuchać w szepty tych ścian, z pewnością zadźwięczałyby w naszych uszach rytmy Republiki. Jakże oni wówczas godzinami ćwiczyli z Grzegorzem Ciechowskim – powitała mnie z uśmiechem Pani Małgorzata Iwanowska – Ludwińska i w jej niebieskich oczach rozedrgały się figlarne płomyki.

Pani Małgorzata to przede wszystkim artysta plastyk ( malarstwo sztalugowe, pastel, rysunek, tusz), ale także członek Związku Pisarzy Polskich ( utwory poetyckie i prozą). Za całokształt twórczości otrzymała w 2004 roku Nagrodę Specjalną Ministra Kultury. 

 

Kilka dni wcześniej z zaciekawieniem rozpakowywałam zawartość szarego papieru z dedykacją „ Malowane z myślą o Paniach”. Moim oczom ukazał się obraz „ Złocisty dzień”. Dzieło namalowane farbami olejnymi na płótnie o gęstym, drobnym splocie. Jest to przedstawienie niewielkiej wsi „skąpanej” w żółtopomarańczowym świetle wschodzącego słońca, domów, które spowite są jeszcze poranną mgłą. Można tutaj wyróżnić trzy plany. Na pierwszym, barwy są wyraźne i czyste. Małe, iglaste drzewka oraz ogrodzenie są namalowane z zachowaniem detalu i utrzymane w stonowanych barwach – beżu, brązu, czerni oraz ciemnej zieleni na drobnych źdźbłach trawy. Kolejny plan stanowią dwa domy, kilka wysokich drzew , nieliczne krzewy oraz, jak na poprzednim planie, ogrodzenie. Jest to element, który rytmizuje w pewien sposób tę kompozycję. W tym fragmencie obrazu pojawiają się dodatkowe odcienie – czerwień zmieszana z brązem oraz przydymiony kolor pomarańczy. Tym razem elementy nie mają już tak dokładnie zarysowanego detalu, są raczej delikatnie rozmazane, co podkreśla tajemniczość oraz mglistość, która pojawiła się na obrazie. Również w tym miejscu, po prawej stronie znajduje się podpis autorki. Ostatni plan to dom oraz kościół z wysoką wieżą. Za tymi obiektami delikatnie zarysowują się płaskie wzgórza przedstawione z zatarciem konturów. Całą kompozycję zamykają delikatne, ale gęste chmury, przez które przebija się jeszcze ostatnia gwiazdka. Może tak przedstawione chmury chcą zabrać ten ostatni symbol nocy. Gwiazdę, która nie zdążyła się ukryć przed nadchodzącym porankiem. Bo gwiazda symbolizuje początek, coś dobrego, przypomina, że każdy dzień może być piękny, nawet w najtrudniejszych czasach. Praca utrzymana jest w pogodnych, harmonijnych i uzupełniających się kolorach pomarańczu, brązu i żółcieni z delikatnymi pociągnięciami czerni i bieli w odniesieniu do niektórych elementów. Doskonałym dopełnieniem „Złocistego dnia” jest duża, gruba i ciemnobrązowa rama, która dodatkowo wzbogaca odbiór dzieła i podkreśla jego kolorystykę.

- W latach 70. prowadziłam tu wraz z moim mężem krytykiem sztuki Jerzym Ludwińskim galerię „Punkt”. Tu także działał teatr ACC Aleksandra Nalaskowskiego ( profesora pedagogiki UMK) –wspomina artystka.

Małgorzata Iwanowska – Ludwińska przez te wszystkie lata wiodła z mężem piękne, choć bardzo trudne życie cyganerii artystycznej, jeżdżąc po plenerach oraz „malując”

kolejne wystawy. Na Jerzym Ludwińskim był bowiem „zapis” – zakaz pracy. Dopiero po sierpniu ‘ 80 otrzymał pracę w ASP w Poznaniu. Tak więc dopiero wtedy Ludwińscy uzyskali spokojny byt bez walki o przetrwanie.

W 1987 roku Małgorzata Iwanowska – Ludwińska zostaje matką, a jej prace są w wielu kolekcjach m.in. duży zestaw obrazów w Muzeum Okręgowym w Toruniu, w kolekcji galerii Wozownia, Centrum Sztuki Teatru Studio w Warszawie oraz CSW Zamek Ujazdowski w Warszawie.

Piękny czas przerywa dramat, w 2000 roku umiera Jerzy Ludwiński, a ku Jego czci Pani Małgorzata maluje wystawę 30 prac „ Obrazy dla Jurka” eksponowaną w 2002 roku w Galerii Wozownia w Toruniu i Galerii Arsenał w Poznaniu.

Wspomnieniowa książka „Jurek – szkice do portretu” zawiera jeden z rysunków Małgorzaty Iwanowskiej – Ludwińskiej „ Drzewo Fischera”. Jest to praca wykonana piórkiem i czarnym tuszem. Niewielki obrazek z niezwykłą tajemnicą, której pewnie nikt nigdy nie pozna. Przedstawia fragment starego, zaniedbanego cmentarza z kilkoma drzewami. Mają one niezwykle rozbudowane i poplątane gałęzie, co można odczytać jako symbol ludzkiego życia, które nie jest proste. Pojawiają się w nim często trudne sytuacje. Jesteśmy zmuszenie do podejmowania decyzji i nigdy nie mamy pewności, czy zrobiliśmy dobrze, czy wybraliśmy właściwą drogę. Dwa spośród drzew pozbawione są liści. Może ich bark ma związek z przemijaniem i zbliżaniem się do nieuchronnej śmierci. Zwłaszcza, że w ich sąsiedztwie wyrasta bujne drzewo, wydostające się z grobowca. Ono na pewno symbolizuje coś nowego, młodość, może udowadnia, że jeżeli coś się kończy, to w tym miejscu pojawia się coś nowego, lub raczej ktoś nowy. Śmierć i narodziny nie są czymś niezwykłym w naszej egzystencji, jednak cały czas budzą w ludziach niezwykłe odczucia i zachowania. Bo tak naprawdę nie jesteśmy w stanie przewidzieć naszych doznań. Jedni przejdą obok tego dzieła bez reakcji, inni stwierdzą, że jest to „dziwna praca”, ale są jeszcze ci trzeci, którzy dostrzegą metaforykę i zastanowią się na swoim życiem. Ci, którzy docenią wszystkie drobne radości, bo w życiu „ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy” jak śpiewał Marek Grechuta. Można się jeszcze pokusić o pewne nawiązania tego rysunku do znanej historii nieszczęśliwej miłości Tristana i Izoldy, kiedy z ich grobów wyrosły gałęzie głogu i splotły się, by symbolicznie oznajmić światu, że ich miłość przetrwa wszystko, nawet śmierć.

- W 2008 roku obchodziła Pani 40-lecie pracy twórczej – stwierdzam, prowokując Panią Małgosię do wspomnień.

- Była to duża wystawa retrospektywna na trzech piętrach Domu Muz, przy ul. Podmurnej w Toruniu. Bywałam laureatką edycji „Dzieło Roku ZPAP”, ale zaprzestałam udziału w konkursach, pracuję wyłącznie dla własnej satysfakcji. To jest chyba bardziej sensowne…

- Spełniając sugestie męża zaczęła Pani pisać, są to m.in. „ Jurek – szkice do portretu”, „Cień ojca na tle tężni”, Włóczęga i dziewczyna z Torunia” – przypominam literackie wydarzenia.

- Tak, te utwory wierszem i prozą, to jakby słowna ilustracja mojego życia. Rzeczywiście dorastałam w cieniu ciechocińskich tężni, gdzie mój ojciec był lekarzem naczelnym kurortu. Jako licealistka, tworząc swoje pierwsze prace i wędrując po Parku Zdrojowym, spotkałam przy pracach porządkowych, późniejszego legendarnego włóczęgę, Edwarda Stachurę. Mimo szarości tamtych dni przekonywał w jednym ze swoich późniejszych wierszy, że choć „ Człowiek człowiekowi wilkiem! // Lecz ty się nie daj zwilczyć! // Człowiek człowiekowi bliźnim! // Z bliźnim się możesz zabliźnić!”. Po chwili Pani Małgosia z uśmiechem dodaje.

- Ostatni tom wierszy pod tytułem „Artyści”, to moje własne credo, pewne podsumowanie drogi twórczej.

W ramach akcji „ Wagon wolności” organizowanej przez Teatr NN Brama Grodzka w Lublinie opowiadała o swojej twórczości, o wolności człowieka, a przede wszystkim o statusie wolnego artysty.

Ignoranci Kultury i Sztuki

Ignoranci Kultury i Sztuki