czwartek, 15 sierpnia 2013

WYWIAD Z MAŁGORZATĄ IWANOWSKĄ-LUDWIŃSKĄ

WYWIAD Z MAŁGORZATĄ IWANOWSKĄ-LUDWIŃSKĄ
AUTOR: Aleksandra Komorowska


Kafeteria „Struna światła” w toruńskim Dworze Artusa roztacza przyjemny półmrok wokół. Włączone tu i ówdzie lampy sączą delikatne światło.

- Gdyby się wsłuchać w szepty tych ścian, z pewnością zadźwięczałyby w naszych uszach rytmy Republiki. Jakże oni wówczas godzinami ćwiczyli z Grzegorzem Ciechowskim – powitała mnie z uśmiechem Pani Małgorzata Iwanowska – Ludwińska i w jej niebieskich oczach rozedrgały się figlarne płomyki.

Pani Małgorzata to przede wszystkim artysta plastyk ( malarstwo sztalugowe, pastel, rysunek, tusz), ale także członek Związku Pisarzy Polskich ( utwory poetyckie i prozą). Za całokształt twórczości otrzymała w 2004 roku Nagrodę Specjalną Ministra Kultury. 

 

Kilka dni wcześniej z zaciekawieniem rozpakowywałam zawartość szarego papieru z dedykacją „ Malowane z myślą o Paniach”. Moim oczom ukazał się obraz „ Złocisty dzień”. Dzieło namalowane farbami olejnymi na płótnie o gęstym, drobnym splocie. Jest to przedstawienie niewielkiej wsi „skąpanej” w żółtopomarańczowym świetle wschodzącego słońca, domów, które spowite są jeszcze poranną mgłą. Można tutaj wyróżnić trzy plany. Na pierwszym, barwy są wyraźne i czyste. Małe, iglaste drzewka oraz ogrodzenie są namalowane z zachowaniem detalu i utrzymane w stonowanych barwach – beżu, brązu, czerni oraz ciemnej zieleni na drobnych źdźbłach trawy. Kolejny plan stanowią dwa domy, kilka wysokich drzew , nieliczne krzewy oraz, jak na poprzednim planie, ogrodzenie. Jest to element, który rytmizuje w pewien sposób tę kompozycję. W tym fragmencie obrazu pojawiają się dodatkowe odcienie – czerwień zmieszana z brązem oraz przydymiony kolor pomarańczy. Tym razem elementy nie mają już tak dokładnie zarysowanego detalu, są raczej delikatnie rozmazane, co podkreśla tajemniczość oraz mglistość, która pojawiła się na obrazie. Również w tym miejscu, po prawej stronie znajduje się podpis autorki. Ostatni plan to dom oraz kościół z wysoką wieżą. Za tymi obiektami delikatnie zarysowują się płaskie wzgórza przedstawione z zatarciem konturów. Całą kompozycję zamykają delikatne, ale gęste chmury, przez które przebija się jeszcze ostatnia gwiazdka. Może tak przedstawione chmury chcą zabrać ten ostatni symbol nocy. Gwiazdę, która nie zdążyła się ukryć przed nadchodzącym porankiem. Bo gwiazda symbolizuje początek, coś dobrego, przypomina, że każdy dzień może być piękny, nawet w najtrudniejszych czasach. Praca utrzymana jest w pogodnych, harmonijnych i uzupełniających się kolorach pomarańczu, brązu i żółcieni z delikatnymi pociągnięciami czerni i bieli w odniesieniu do niektórych elementów. Doskonałym dopełnieniem „Złocistego dnia” jest duża, gruba i ciemnobrązowa rama, która dodatkowo wzbogaca odbiór dzieła i podkreśla jego kolorystykę.

- W latach 70. prowadziłam tu wraz z moim mężem krytykiem sztuki Jerzym Ludwińskim galerię „Punkt”. Tu także działał teatr ACC Aleksandra Nalaskowskiego ( profesora pedagogiki UMK) –wspomina artystka.

Małgorzata Iwanowska – Ludwińska przez te wszystkie lata wiodła z mężem piękne, choć bardzo trudne życie cyganerii artystycznej, jeżdżąc po plenerach oraz „malując”

kolejne wystawy. Na Jerzym Ludwińskim był bowiem „zapis” – zakaz pracy. Dopiero po sierpniu ‘ 80 otrzymał pracę w ASP w Poznaniu. Tak więc dopiero wtedy Ludwińscy uzyskali spokojny byt bez walki o przetrwanie.

W 1987 roku Małgorzata Iwanowska – Ludwińska zostaje matką, a jej prace są w wielu kolekcjach m.in. duży zestaw obrazów w Muzeum Okręgowym w Toruniu, w kolekcji galerii Wozownia, Centrum Sztuki Teatru Studio w Warszawie oraz CSW Zamek Ujazdowski w Warszawie.

Piękny czas przerywa dramat, w 2000 roku umiera Jerzy Ludwiński, a ku Jego czci Pani Małgorzata maluje wystawę 30 prac „ Obrazy dla Jurka” eksponowaną w 2002 roku w Galerii Wozownia w Toruniu i Galerii Arsenał w Poznaniu.

Wspomnieniowa książka „Jurek – szkice do portretu” zawiera jeden z rysunków Małgorzaty Iwanowskiej – Ludwińskiej „ Drzewo Fischera”. Jest to praca wykonana piórkiem i czarnym tuszem. Niewielki obrazek z niezwykłą tajemnicą, której pewnie nikt nigdy nie pozna. Przedstawia fragment starego, zaniedbanego cmentarza z kilkoma drzewami. Mają one niezwykle rozbudowane i poplątane gałęzie, co można odczytać jako symbol ludzkiego życia, które nie jest proste. Pojawiają się w nim często trudne sytuacje. Jesteśmy zmuszenie do podejmowania decyzji i nigdy nie mamy pewności, czy zrobiliśmy dobrze, czy wybraliśmy właściwą drogę. Dwa spośród drzew pozbawione są liści. Może ich bark ma związek z przemijaniem i zbliżaniem się do nieuchronnej śmierci. Zwłaszcza, że w ich sąsiedztwie wyrasta bujne drzewo, wydostające się z grobowca. Ono na pewno symbolizuje coś nowego, młodość, może udowadnia, że jeżeli coś się kończy, to w tym miejscu pojawia się coś nowego, lub raczej ktoś nowy. Śmierć i narodziny nie są czymś niezwykłym w naszej egzystencji, jednak cały czas budzą w ludziach niezwykłe odczucia i zachowania. Bo tak naprawdę nie jesteśmy w stanie przewidzieć naszych doznań. Jedni przejdą obok tego dzieła bez reakcji, inni stwierdzą, że jest to „dziwna praca”, ale są jeszcze ci trzeci, którzy dostrzegą metaforykę i zastanowią się na swoim życiem. Ci, którzy docenią wszystkie drobne radości, bo w życiu „ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy” jak śpiewał Marek Grechuta. Można się jeszcze pokusić o pewne nawiązania tego rysunku do znanej historii nieszczęśliwej miłości Tristana i Izoldy, kiedy z ich grobów wyrosły gałęzie głogu i splotły się, by symbolicznie oznajmić światu, że ich miłość przetrwa wszystko, nawet śmierć.

- W 2008 roku obchodziła Pani 40-lecie pracy twórczej – stwierdzam, prowokując Panią Małgosię do wspomnień.

- Była to duża wystawa retrospektywna na trzech piętrach Domu Muz, przy ul. Podmurnej w Toruniu. Bywałam laureatką edycji „Dzieło Roku ZPAP”, ale zaprzestałam udziału w konkursach, pracuję wyłącznie dla własnej satysfakcji. To jest chyba bardziej sensowne…

- Spełniając sugestie męża zaczęła Pani pisać, są to m.in. „ Jurek – szkice do portretu”, „Cień ojca na tle tężni”, Włóczęga i dziewczyna z Torunia” – przypominam literackie wydarzenia.

- Tak, te utwory wierszem i prozą, to jakby słowna ilustracja mojego życia. Rzeczywiście dorastałam w cieniu ciechocińskich tężni, gdzie mój ojciec był lekarzem naczelnym kurortu. Jako licealistka, tworząc swoje pierwsze prace i wędrując po Parku Zdrojowym, spotkałam przy pracach porządkowych, późniejszego legendarnego włóczęgę, Edwarda Stachurę. Mimo szarości tamtych dni przekonywał w jednym ze swoich późniejszych wierszy, że choć „ Człowiek człowiekowi wilkiem! // Lecz ty się nie daj zwilczyć! // Człowiek człowiekowi bliźnim! // Z bliźnim się możesz zabliźnić!”. Po chwili Pani Małgosia z uśmiechem dodaje.

- Ostatni tom wierszy pod tytułem „Artyści”, to moje własne credo, pewne podsumowanie drogi twórczej.

W ramach akcji „ Wagon wolności” organizowanej przez Teatr NN Brama Grodzka w Lublinie opowiadała o swojej twórczości, o wolności człowieka, a przede wszystkim o statusie wolnego artysty.

3 komentarze:

  1. Małgosia Iwanowska...z mojego roku na studiach na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu w latach 1968-1973. Niezwykle cicha, skromna, delikatna - jakby "ze mgły". Jak z innej epoki... Ledwo Ją zauważaliśmy, bardziej była chyba "widoczna" jako żona Ludwiczaka...Zmarła w tych dniach...Odkrywam teraz z nieukrywanym wzruszeniem Jej sztukę - obrazy, szkice...Pisała też wiersze i prozę...Gosiu, całuję Twoje dobre i wrażliwe ręce, przytulam Cię, dziękuję za świadectwo WOLNEGO TWÓRCY...Jesteś teraz znów, a może jeszcze bardziej WOLNA...

    OdpowiedzUsuń
  2. Małgosia Iwanowska...z mojego roku na studiach na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu w latach 1968-1973. Niezwykle cicha, skromna, delikatna - jakby "ze mgły". Jak z innej epoki... Ledwo Ją zauważaliśmy, bardziej była chyba "widoczna" jako żona Ludwiczaka...Zmarła w tych dniach...Odkrywam teraz z nieukrywanym wzruszeniem Jej sztukę - obrazy, szkice...Pisała też wiersze i prozę...Gosiu, całuję Twoje dobre i wrażliwe ręce, przytulam Cię, dziękuję za świadectwo WOLNEGO TWÓRCY...Jesteś teraz znów, a może jeszcze bardziej WOLNA...

    OdpowiedzUsuń
  3. Studencki teatr prof. Nalaskowskiego nie nazywał się ACC tylko ALL (pełna nazwa: Grupa Adaptacyjna All).

    OdpowiedzUsuń

Ignoranci Kultury i Sztuki

Ignoranci Kultury i Sztuki