sobota, 2 listopada 2013

Gdy rozum śni. Skarby kolekcji Sandretto Re Rebaudengo

Gdy rozum śni. Skarby kolekcji Sandretto Re Rebaudengo


          Kilka minut temu skończyła się konferencja prasowa z włoską kolekcjonerką Sandretto Re Rebaudengo. Teraz już wiem czego mogę oczekiwać poznając jej zbiory. Prace są niezwykle zróżnicowane, zarówno tematycznie, jak i pod względem wykonania (techniki). Jednak wszystkie odnoszą się do ważnych przemian ostatnich dwudziestu lat. Sandretto Re Rebaudengo zaczęła kolekcjonowanie w latach dziewięćdziesiątych XX w. i dzięki temu możemy z szerokiej perspektywy spojrzeć na przełomowe wydarzenia najnowszej historii, ukazane we współczesnych im działaniach artystycznych. Zaczęłam się zastanawiać, skąd zrodził się pomysł tytułu wystawy: Gdy rozum śni?. Po jej obejrzeniu i chwili refleksji, to właśnie on wydaje mi się najbardziej adekwatny. Na wystawie są prezentowane prace artystów, którzy chcieli obudzić widza, w odważny sposób zaprezentować swoją postawę, przeciwstawić się czemuś, pokazać inne rozwiązanie. Nie chcieli, żebyśmy stali się bezwiednie dążącym tłumem, goniącym za bliżej nieokreślonymi ideami.
Szybkim krokiem pokonałam kilkadziesiąt schodów, które dzieliły mnie od tej niezwykłej kolekcji. Zbiory znajdowały się w dwóch salach na pierwszym piętrze w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu. Dowiedziałam się, że wystawa nie ma określonego kierunku zwiedzania. Trochę mnie to zdziwiło. Myślałam, że skoro prezentuje ważne i przełomowe wydarzenia w historii, to chronologia jest tu istotna. Jednak tym razem ważniejsze jest indywidualne tworzenie więzi z pracami. Zauważyłam, iż mimo, że prace są różnorodne i poruszają bogaty wachlarz wątków, to jest w całej kolekcji kilka punktów wspólnych. Można przypuszczać, że Sandretto Re Rebaudengo ustaliła swój klucz tworzenia tego zbioru – nie tylko przełomowe wydarzenia, ale również narastające w tych czasach konflikty, kryzysy społecznie, ekonomiczne i polityczne. Fakty istotne dla każdego z nas.
Zwiedzanie wystawy rozpoczęłam od sali, która zwiodła mnie niezwykle głośnymi trzaskami. Wzbudziły one pewien niepokój, ale również ciekawość. Okazało się, że sprawcą tego zamieszania jest Paul McCarthy i jego praca „Pokój Bum –Bum” z 1992 roku. Instalację stanowił pokój z czterema parami drzwi(które otwierały się i zamykały, i to one dawały tak intrygujący efekt. Po chwili zaczęły się one również obracać. Zdecydowanie to niezwykły początek zwiedzania. Pokój uspokoił mnie, znalazłam w nim rytm i harmonię, której w niespokojnych czasach brakuje, aczkolwiek trzask drzwi i pustka wzbudziły mój lęk. Spowodowały, że w głowie pojawiły się setki obrazów, które widziałam w filmach dokumentalnych dotyczących wydarzeń historycznych. Poza tym sprawiły wrażenie miejsca zbrodni.



Paul McCarthy Pokój Bum-Bum    fot. Aro Kucharski

          Chwilę później moje oczy zwróciły się ku pracy Thomas’a Hirschhorn’a „Rodzina Camo” z 2006 roku. Ta praca wzbudziła we mnie wiele emocji, natłok obrazów i dźwięków, gonitwę myśli. Matka, ojciec i dwójka dzieci w strojach moro, gotowi stoczyć wojnę. Na dole, wokół ich stóp leżą rozmaite zdjęcia osób postrzelonych, z rozbitą głową, ze złamanymi kończynami, a do tego nagie kobiety w odważnych pozach, w mundurach wojskowych. Zwykłe przedmioty użytku codziennego również są opatrzone charakterystycznym wzorem moro. Jak to rozumieć? Mundur wojskowy, tak jak policyjny czy kitel lekarski, kojarzyły mi się z powagą, szacunkiem i w pewnym sensie zaufaniem. Dla ludzi z krajów pogrążonych w wojnie był raczej symbolem niepokoju, lęku i strachu, tragedii spowodowanej śmiercią setek niewinnych osób. A co się dzieje dziś z tymi, utrwalonymi w tradycji, symbolami? Są nadrukowywane na okładkach zeszytów, gumek do mazania i przyborów geometrycznych. Projektanci ubrań robią z tego wzoru trend, a przemysł pornograficzny hit, coś, co zapewnia wysoką sprzedaż. Połączenie pięknej kobiety w odważnej stylizacji, zarezerwowanej dla „prawdziwych twardzieli”. 


Thomas Hirschhorn, Rodzina Camo    fot. Aro Kucharski

          Przeszłam do drugiego pomieszczenia i od razu spotkałam dzieło, które zwróciło moją uwagę. Janet Cardiff i George Bures Miller „The Muriel, Lake incydent” z 1999 roku. Pozornie jest to zwykła drewniana skrzynia. Jednak w jej wnętrzu czeka na widza niespodzianka. Wystarczy założyć słuchawki i spojrzeć przez szybkę. Znajdujemy się w zminiaturyzowanej sali kinowej. A tam kilkadziesiąt małych foteli. Wszystkie puste. Na ekranie kinowym, wyświetlany jest film. W roli głównej piękna kobieta o bardzo jasnej karnacji i ciemnych, długich włosach. Wzrok widza przykuwają jej oczy. Zagubione spojrzenie. Wnętrze sali kinowej jest bardzo bogato zdobione. Przez chwilę pozwoliłam sobie na zapomnienie. Słuchałam dźwięków dobiegających ze słuchawek i patrzyłam na zmieniające się obrazy na ekranie. Czułam się jakbym była obecna w środku, ale coś budziło mój niepokój. Pustka. Kobieta, która była zagubiona. Niepewność. Lęk. Ale czyż nie o to chodziło autorom tej pracy? Zdjęłam słuchawki i przeszłam kilka kroków dalej. Oglądałam dzieła innych plastyków. Wszystkie swą niezwykłością zmuszały do zatrzymania się, do refleksji, analizy. Każde zaskakiwało mnie na swój niepowtarzalny sposób. 


Janet Cardiff i George Bures Miller, The Muriel, Lake incydent    fot. Aro Kucharski

           Jeszcze kilka razy zastukałam obcasami w posadzkę i znalazłam się w pokoju, gdzie odtwarzany był film Yang- Beak Lee. Usiadłam na przygotowanej ławeczce i zobaczyłam setki kolorowych kwiatów. Zauważyłam, że każdy z nich porusza się w swoim indywidualnym tempie. Po dłuższej chwili z prawego boku ekranu wydobywa się postać. Z trudnością można dostrzec, kim ona jest, gdyż jej ciało, a właściwie jego zarys, jest pokryty takimi samymi kwiatami jak tło. Mrużąc oczy dostrzegłam, że jest to mężczyzna i na pewno ma plecak, hełm i strój wojskowy. Z boku wyłoniła się kolejna postać. I tak szły już później jedna za drugą. Również tu odnalazłam odwołanie do przemian politycznych. Do momentów w historii, kiedy nie wiadomo było, kto jest kim i o czym można mówić głośno. Można również spojrzeć na to dzieło, jak na obraz zwykłych żołnierzy, którzy są kochającymi ludźmi, ale zmieniają się podczas wojny, gdy widzą ból, śmierć, doświadczają głodu. Gdy na ich oczach umierają bliscy i przyjaciele, stają się zupełnie innymi osobami. Te przygnębiające skojarzenia jednak szybko zostały wyparte z moich myśli przez towarzyszący projekcji dźwięk. Śpiew ptaków, odgłosy przyrody. Miałam wrażenie, jakbym znajdowała się w jakimś sadzie, w piękny, słoneczny, letni dzień.


Yang- Beak Lee, Angel Soldier no.07    fot. Aro Kucharski

          Po obejrzeniu tak wielu ciekawych dzieł myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy. Kierowałam się do wyjścia, gdy dostrzegłam po lewej stronie zbiór prac Sergey’a Sapozhnikova i Alberta Pogorelkina, „Halabuda” z roku 2008. 


Sergey Sapozhnikov, Albert Pogorelkin, Halabuda    fot.Aro Kucharski 

          Jest to czternaście prac (fotografii) wiszących w dwóch rzędach. Prace przedstawiają codzienność, zwykłe sytuacje w niezwykły sposób. Przyciągają one moją uwagę, bo pokazują bałagan, ludzi w piżamach, leżących na kanapie, mężczyznę osamotnionego patrzącego gdzieś nie tylko poza kadr, ale również obok widza. Co przykuwa uwagę? Chyba styl fotografii, który jest bardzo tajemniczy, ciekawe kadrowanie, lekki niepokój w pracach i stonowane barwy. To dzieło stało się idealnym zakończeniem mojej wędrówki po historii, choć widzę, że niektóre osoby właśnie z tego miejsca zaczynają swoją przygodę z kolekcją. Jednakże nieokreślony kierunek zwiedzania pozwolił mi na indywidualny odbiór tej wystawy. Zaczęłam od trzasku, wielkiego wydarzenia, przełomu, a skończyłam na prozie życia codziennego. Na pewno dzieła te poruszyły mnie wewnętrznie, zmusiły do wielu przemyśleń, analiz i refleksji. Teraz mogę już spokojnie opuścić Centrum Sztuki Współczesnej. Gdy znalazłam się na zewnątrz  uśmiechnęłam się tylko do siebie otwierając czarny parasol. Już wiem, że będę musiała wrócić na tę wystawę jeszcze raz, by zobaczyć, czy po kilku dniach będę mogła spojrzeć jeszcze inaczej na te dzieła. Czy znajdę inne odniesienia, czy wzbudzą one we mnie nowe, nieznane dotąd emocje?


fot. Aro Kucharski

Aleksandra Komorowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ignoranci Kultury i Sztuki

Ignoranci Kultury i Sztuki